Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed. Seyfarth i Czajkowski) T.2.djvu/012

Ta strona została uwierzytelniona.

śrótu, był to fakt niezaprzeczalny, a podobne odkrycie mogło tylko żywy niepokój obudzić w umyśle osadników. Cyrus Smith i Gedeon Spilett, przed zaśnięciem szeroko jeszcze o tej kwestji rozmawiali. Rozważali, czy przypadkiem zdarzenie to nie ma jakiego związku z niewyjaśnionemi okolicznościami ocalenia inżyniera i z innemi dziwnemi szczegółami, które już ich kilkakrotnie uderzyły. Jednakże Cyrus po rozważeniu wszystkich za i przeciw w tej sprawie, odezwał się wreszcie:
— Koniec końców, czy chcesz poznać moje zdanie, drogi panie Spilett?
— Tak, Cyrusie.
— A więc posłuchaj: mimo najściślejszego poszukiwania na wyspie, nic nie znajdziemy!
Zaraz następnego dnia Pencroff zabrał się do roboty. Nie szło tu o zbudowanie łodzi z kompletnem klepkowaniem i pomostem, ale o prosty przyrząd unoszący się nad wodą, o płaskiem dnie, odpowiedni do żeglugi po Dziękczynnej, szczególniej w pobliżu jej źródeł, gdzie woda była bardzo płytka.
Kawałki kory, przymocowane do siebie, wystarczały do utworzenia takiego maleńkiego statku, mającego jeszcze i tę dogodność, iż w razie gdyby dla przeszkód naturalnych przeniesienie go stało się koniecznem, niewielki ciężar i rozmiar jego znacznie ułatwiał tę pracę. Pencroff postanowił połączyć te kawałki kory za pomocą zanitowanych goździ i przez szczelne ich przy-