Strona:Juliusz Verne - Wśród lodów polarnych (1932).pdf/141

Ta strona została uwierzytelniona.

Wiatr, choć słaby, był jednak pomyślny, temperatura wynosiła 10 stopni powyżej zera, było więc ciepło.
Szalupa w czasie transportu na saniach nie uległa żadnemu uszkodzeniu, była w zupełnie dobrym stanie i szła po wodzie wybornie.
Johnson kierował sterem, Bell i amerykanin dobrze się usadowili przy pakunkach na spodzie statku. Hatteras siedział na przodzie i wlepił wzrok w ten punkt tajemniczy, do którego czuł się ciągnionym jakąś siłą nieprzepartą.
Gdyby napotkać miano brzeg jaki, chciał on go pierwszy odkryć; zaszczyt w zupełności mu się należał.
Zauważył on wreszcie, że powierzchnia morza podbiegunowego wykazuje niewielką falistość, jaką obserwować można na międzymorzach. Upatrywał on w tem oznakę blizkości lądu.
Nic jednak nie można było dojrzeć, prócz wody i kilku gór lodowych, płynących daleko.
Woda była niezmiernie przezroczysta i dozwalała widzieć, co dzieje się w głębinach.
Zdawało się, jak gdyby morze to oświetlone było od spodu. Jakieś zjawisko elektryczne, odbywające się na dnie, rozjaśniało najniższe warstwy wody.
Nad powierzchnią tej niezmierzonej wody unosiły się stada ptaków, podobne do chmu-