Strona:Juliusz Verne - Wśród lodów polarnych (1932).pdf/161

Ta strona została uwierzytelniona.
XXV.
Góra Hatterasa.

Zmęczeni trudami dni poprzednich, podróżni nasi niebawem pogrążyli się w śnie głębokim.
Jeden tylko Hatteras nie mógł usnąć. Podniecona wyobraźnia kapitana, jego zdenerwowanie i jakaś, trapiąca go myśl, nie pozwalały mu, pomimo utrudzenia, zasnąć na chwilę.
Gdy wczesnym rankiem, zbudzili się towarzysze kapitana, nie dostrzegli go już w grocie. Zaniepokojeni jego nieobecnością, wybiegli na dwór.
Hatteras stał wpatrzony w szczyt góry; trzymał on w rękach narzędzia i rozmyślał nad czemś.
— Moi przyjaciele, rzekł wzruszony kapitan ujrzawszy ich, dziękuję wam za odwagę, wytrwałość i nadludzkie wysiłki, dzięki którym dotarliśmy do tego, nie osiągniętego dotąd przez nikogo, punktu.
— Kapitanie, odpowiedział Bell, spełniliśmy tylko nasz obowiązek, słuchaliśmy twoich