Strona:Juliusz Verne - Wśród lodów polarnych (1932).pdf/17

Ta strona została uwierzytelniona.

tygodni, że przy oszczędnem zużyciu prowiantów i drzewa — wystarczą one na tak długi okres, że wreszcie niema innego punktu wyjścia nad tą podróż.
— Czy spodziewasz się czegoś kapitanie? zapytał Johnson.
— Sam nie wiem, któż z nas jednak przewidzieć może przyszłość? Zatrzymajcie się proszę, choć parę dni abyśmy pokrzepili nasze siły. Nie wytrzymacie w drodze nawet kilku dni, padniecie ze znużenia, poczekajcie choć dzień jeden!
Clawbonny już miał zamiar uledz proźbie kapitana, gdy wtem Bell począł ponownie nawoływać aby coprędzej brać się do opatrywania sań i szykowania się do drogi.
— A więc idźcie, idźcie wszyscy! Ja pozostanę tutaj z moim wiernym Dukiem! Duk! pójdź tu!
Pies, szczekając radośnie, podbiegł do swego pana.
Johnson spoglądał na doktora sądząc, że najlepiej będzie zgodzić się na jednodniową zwłokę. Clawbonny zrozumiał spojrzenie starego marynarza i już miał wyrazić swą zgodę, gdy wtem uczuł na swem ramieniu dotknięcie obcej ręki; odwrócił się więc i spostrzegł tuż za sobą leżącego amerykanina, który widocznie wysłuchał poprzedniej ich rozmo-