Strona:Juliusz Verne - Wśród lodów polarnych (1932).pdf/172

Ta strona została uwierzytelniona.

colnu, ściślej mówiąc, rzekł doktór, do przylądka Eden.
Obecnie wstępujemy do cieśniny Jones, a gdybyśmy mieli szczęście zastalibyśmy ją jeszcze wolną od lodów aż po morze Baffińskie.
— A więc nie mamy innego punktu wyjścia, mówił Altamont, nad opuszczenie szalupy i dostanie się na saniach do wschodniego wybrzeża Lincolnu.
— Zgadzam się na sposób podróżowania, odpowiedział doktór, ale zamiast przez Lincoln, proponuję dostanie się do północnego Devonu przez cieśninę Jones.
— A to czemu?
— Dla tego, że im bliżej będziemy cieśniny Lancaster, tem prędzej spotkać możemy wielorybników.
Masz słuszność, doktorze, wątpię jednak w wytrzymałość tego lodu.
— Spróbujemy.
Szalupę wyładowano; cieśla i sternik przygotowali sanie. Nazajutrz zaprzężono psy i ruszono wzdłuż wybrzeża, aby dostać się do pola lodowego.
Ponownie rozpoczęły się trudy uciążliwej wędrówki.
Na domiar złego, przejście przez cieśninę Jones okazało się niemożliwe z powodu słabego lodu i należało trzymać się wybrzeża.