Strona:Juliusz Verne - Wśród lodów polarnych (1932).pdf/34

Ta strona została uwierzytelniona.

— Jeżeli się nie mylę, to odgaduje on zamiary Hatterasa.
— Sądzisz więc doktorze, że amerykanin miał te same zamiary co i my?
— Ja nic nie sądzę, położenie jednak jego statku na tej drodze daje wiele do myślenia
— Do licha! panie Clawbonny, nie miłą by było rzeczą współzawodnictwo ludzi takich jak oni.
— Daj Boże, abym się mylił, Johnsonie, gdyż współzawodnictwo mogłoby wywołać poważne zawikłania i smutne, a nawet straszne następstwa.
— Panie Clawbonny, pan wszystkiemu zaradzi!
— Mam nadzieję, Johnsonie!
Podróż odbywała sią bez wypadku, mięsa było dosyć, jedzono go więc dowoli.
W sobotę, widok płaszczyzny lodowej począł się zmieniać. Coraz częściej napotykano bryły lodu, utworzonego z wód słodkich, co zwiastowało blizkość wybrzeża.
Nazajutrz, to jest w niedzielę, rano po zjedzeniu śniadania z łap niedźwiedzich, podróżni skierowali się nieco ku zachodowi.
Droga stawała się uciążliwszą. Altamont siedząc na saniach, przypatrywał się okolicy z gorączkowym zajęciem, niepokój ogarnął i pozostałych wędrowców.
Nareszcie około drugiej, Altamont wstrzy-