Strona:Juliusz Verne - Wśród lodów polarnych (1932).pdf/43

Ta strona została uwierzytelniona.

Doktór przejrzał niebawem skryty charakter Altamonta i słusznie przeczuwał blizką niechęć, a nawet otwartą nienawiść pomiędzy obydwoma kapitanami.
Czy to przez prostą politykę, czy też wiedziony instynktem, amerykanin okazywał doktorowi wiele sympatji, wprawdzie ocalił on mu życie, lecz sympatja więcej niż wdzięczność ciągnęła go ku temu zacnemu człowiekowi. Takie było naturalne następstwo charakteru doktora.
Po zupełnem ukończeniu budowy domu, doktór postanowił otwarcie jego uczcić biesiadą, zwyczajem przyjętym w świecie cywilizowanym Europy.
Bell upolował właśnie kilka ptarmigonów i białego zająca, pierwszych zwiastunów zbliżającej się wiosny.
Uroczystość odbyła się w niedzielę, 14 kwietnia. Uczta była wspaniała. Na deser podano likiery.
Przy wnoszeniu toastu na cześć Ameryki, Hatteras zachował najgłębsze milczenie.
Wówczas doktór poruszył kwestję bardzo zajmującą.
— Moi przyjaciele, niedosyć żeśmy przebyli cieśniny morskie, ławice i pola lodowe i doszliśmy aż do tego miejsca; mamy jeszcze jedno zobowiązanie.
Proponuję, aby nadać nazwisko tej ziemi