Strona:Juliusz Verne - Wśród lodów polarnych (1932).pdf/52

Ta strona została uwierzytelniona.

ustawioną w pokoju bawialnym, domu lodowego.
Kiedy zmrok zapadł, piękne światło elektryczne, zajaśniało na szczycie góry.
Tryb życia mieszkańców domu lodowego został ściśle unormowany.
Od 15 do 20 kwietnia, powietrze było zmienne, temperatura ulegała często zmianom, atmosfera zaś, darzyła ciągłemi niespodziankami, to dął wiatr, to padał śnieg, to znów cisza nastawała i tak wielki mróz, że o wyjściu na powietrze myśleć nie było można.
Nareszcie w sobotę wiatr ustał i można było zrobić wycieczkę.
Postanowiono udać się na polowanie.
Rano, Altamont, doktór i Bell puścili się w drogę, zaopatrzeni w broń, amunicję, siekiery i noże.
W czasie ich nieobecności miał Hatteras zbadać wybrzeże.
Myśliwi szli w kierunku przylądka Waszyngtona, z łatwością posuwając się po zmarzniętym śniegu.
W ciągu półtorej godziny przeszli myśliwi trzy mile. Duk towarzyszył wyprawie.
Wybrzeże pochylało się ku wschodowi, wysokie zaś szczyty zatoki Wiktorja zdawały się skłaniać ku północy, co naprowadzało na domysł, że Nowa Ameryka mogła być jedynie wyspą.