Strona:Juliusz Verne - Wśród lodów polarnych (1932).pdf/86

Ta strona została uwierzytelniona.

Wiem jednak, że jednej rady by nam teraz udzielił.
— Jakiej?
— Abyśmy co zjedli! Nic nam to przecież zaszkodzić nie może, przeciwnie.
— Więc jedzmy, kiedy chcecie zawołał Altamont.
Johnson, wychowany w szkole doktora, usiłował wobec niebezpieczeństwa udawać filozofa, ale mu to się jakoś nie udawało.
Tymczasem powietrze stawało się coraz bardziej dusznem w hermetycznie zamkniętem mieszkaniu.
Istniała też uzasadniona obawa, że ogień wkrótce w piecu zagaśnie; tlen, pochłonięty przez oddychanie i ogień, ustąpić musi kwasowi węglowemu, którego szkodliwy wpływ znany jest ogólnie.
Postanowiono więc za jaką bądź cenę wyjść na powietrze.
Poczekajmy aż noc nadejdzie, mówił Hatteras, wówczas zrobimy otwór w sklepieniu, który nam sprowadzi świeże powietrze.
Jeden z nas zajmie miejsce obok otworu celem strzelania do niedźwiedzi.