Strona:Juljusz Verne-Podróż naokoło świata w ośmdziesiąt dni.pdf/060

Ta strona została uwierzytelniona.
— 60 —

mógł już patrzeć na swego pana, tak mu go było żal.
— Panie brygadjerze, — rzekł spokojnie Filip Fogg, pójdziemy postarać się w jakikolwiek sposób przebyć drogę do Allahabadu.
— Panie Fogg, — odezwał brygadjer, — idzie tu o dużą zwłokę...
— Tak, ale to było przewidziane.
— Jakto? wiedział pan, że droga...
— Nie wiedziałem, ale wiedziałem, że na drodze mojej będą przeszkody. Mam dwa dni więcej, niż potrzeba.
Znajdzie się powóz lub barka jakaś napewno, dojedziemy więc do Kalkuty.
Nie było już czego odpowiadać, na tak spokojny argument pana Fogga.
Wielu podróżnych wiedziało już przedtem, zanim wyruszyli w drogę, o tym przystanku dla innych niespodziewanym, zamówili więc uprzednio powozy, wozy i tp..
Ale pan Fogg i brygadjer, po długich poszukiwaniach nie znaleźli niczego.
— Pójdę pieszo, — rzekł pan Fogg.
Passepartout zrobił gest niezadowolony, spojrzawszy na swe ozdobne bambosze i odpowiedział po pewnem wahaniu:
— Proszę pana, zdaje mi się, że znalazłem sposób wyruszenia w drogę.
— Jaki?