Strona:Juljusz Verne-Podróż naokoło świata w ośmdziesiąt dni.pdf/070

Ta strona została uwierzytelniona.
— 70 —

Hałas coraz się zbliżał. Monotonne śpiewy mieszały się z tonami instrumentów.
Wkrótce orszak ukazał się pod drzewami o jakieś pięćdziesiąt kroków od kryjących się podróżnych, którzy doskonale mogli się przyjrzeć tej religijnej ceremonji.
W pierwszym szeregu szli kapłani, ubrani w nitry i długie szaty.
Otoczeni byli mężczyznami, kobietami, i dziećmi, które śpiewały pewnego rodzaju psalm żałobny, przerywany uderzeniami bębnów i cymbałów.
Za nimi w wozie z ogromnemi kołami mieściła się ohydna statua, ciągniona przez parę zebu, ubranych wspaniale.
Statua ta miała cztery ręce, ciało umalowane na czerwono, oczy dzikie, włosy powichrzone, język wywieszony, usta odwinięte. Na szyi miała naszyjnik z głów martwych, na biodrach pas z odrąbanych rąk.
Brygadjer rozpoznał tę statuę.
— To bogini Kali, — wyszeptał, — bogini miłości i śmierci.
Smierci, przyznaję, ale nie miłości, nigdy! — powiedział Passepartout. — Cóż to za wstrętna kobieta!
Pars dał mu znak, żeby milczał.
Koło statuy kotłowało się od tłumu. Zebrali się tam fakirzy, okryci płachtami, wy-