Strona:Juljusz Verne-Podróż naokoło świata w ośmdziesiąt dni.pdf/073

Ta strona została uwierzytelniona.
— 73 —

— Tak, — powiedział brygadjer, — spalona, a gdyby do tego nie doszło, byłaby stokroć nieszczęśliwszą! Obciętoby jej włosy, karmionoby garstką ryżu, odpychanoby od siebie, patrzanoby na nią, jak na niepotrzebną na świecie i umarłaby wkońcu gdzieś, jak pies parszywy.
Myśl o takiej przyszłości skłania niejedną do tej ofiary. Nie pochodzi to z miłości dla zmarłego, lecz ze strachu przed życiem w pogardzie.
Bywa czasem, że ofiara jest naprawdę dobrowolną i trzeba gwałtownego zarządzenia, żeby jej przeszkodzić.
Kilka lat temu, naprzykład, kiedy mieszkałem w Bombayu, pewna młoda dama prosiła tamtejszego gubernatora, aby pozwolono jej być spaloną wraz ze zmarłym mężem.
Nie pozwolono i cóż zrobiła? Otóż opuściła miasto, ukryła się u jakiegoś rajaha indyjskiego i tam spełniła ofiarę.
Podczas tego opowiadania przewodnik pochylił głowę i rzekł po skończeniu tej rozmowy.
— Ofiara, która ma mieć miejsce jutro rano, nie jest dobrowolną.
— Skąd pan to wie?
— Jest to historja znana w całym Bundelkundzie, — odpowiedział przewodnik.