Strona:Juljusz Verne-Podróż naokoło świata w ośmdziesiąt dni.pdf/095

Ta strona została uwierzytelniona.
— 95 —

Passepartout ze swemi obyczajami francuskiemi, chciał oponować, ale policjant dotknął go swą laseczką, a sam pan Fogg nakazał mu posłuszeństwo.
— Czy ta młoda dama może nam towarzyszyć? spytał pan Fogg.
— Może — odpowiedział policjant.
Policjant zaprowadził całą trójkę do powozu, zaprzężonego w dwa konie. Wyruszono. Nie wyrzeczono słowa w czasie jazdy, która trwała dwadzieścia minut.
Powóz przebiegł szybko przez „czarne miasto“ o ulicach szerokich, na których przesuwała się ludność obdarta i brudna, potem przejeżdżał koło europejskiego miasta z dużemi domkami, otoczonemi drzewami kokosowemi.
Gdy powóz zatrzymał się przed bardzo skromnem domostwem, policjant kazał wysiąść swym więźniom i umieścić ich w pokoju z zakratowanemi oknami, mówiąc:
— O wpół do dziewiątej staniecie panowie przed sędzią Obadiah!
Potem wyszedł i zamknął drzwi za sobą.
— Aha! jesteśmy więźniami! — zawołał Passepartout.
Pani Anda, obróciwszy się ku panu Fogg, rzekła głosem, który chciała uczynić spokojnym, aby pokryć wzruszenie.