Strona:Juljusz Verne-Podróż naokoło świata w ośmdziesiąt dni.pdf/118

Ta strona została uwierzytelniona.
— 118 —

Filip Fogg przyglądał się rozszalałemu morzu, które zdawało się buntować przeciw niemu. Ani razu nie zasępiło się jego czoło, a przecież dwadzieścia godzin opóźnienia była to wielka strata czasu, mógł nie zdążyć na parowiec do Jokohamy.
Ale człowiek ten bez nerwów nie odczuwał ani zniecierpliwienia, ani znudzenia.
Zdawało się, że burza ta była przez niego przewidziana. Pani Anda, rozmawiając z nim o burzy, znajdowała go tak spokojnym, jak zwykle.
Fix, przeciwnie, patrzał na burzę innem okiem. Był bardzo zadowolony z niepogody i burzy.
Szczęście jego nie miałoby granic, gdyby Rangun musiał uciekać przed burzą.
Wszystkie te opóźnienia były dla niego dogodne, gdyż zmuszały pana Fogga do pozostawania dłużej o dni kilka w Hong Kongu.
Ale wkrótce niebo się rozchmurzyło, pogoda wracała, burza ucichła. Passepartout w czasie niepogody był wściekły.
Aż dotąd wszystko zdawało się im sprzyjać.
A teraz! Burza ta doprowadzała go do rozpaczy, do wściekłości, z radością okładałby niesforne fale kijami. Biedny chłopak! Fix ukrywał przed nim starannie swe zadowolenie