Strona:Juljusz Verne-Podróż naokoło świata w ośmdziesiąt dni.pdf/179

Ta strona została uwierzytelniona.
— 179 —

dróżnych, a między nimi Filip Fogg z panią Andą i Passepartout, wyszli obejrzeć miasto.
Dwie godziny wystarczyły im na to. Miasto zbudowane było na sposób amerykański.
Nie było tutaj wcale kościołów, znajdował się zato dom proroka, a pozatem domki malowane na błękitno z werandami i ogródkami, w których rosły drzewa akacjowe i palmowe!
Miasto otaczał mur, a w głównej ulicy znajdowało się kilka hoteli z pawilonami.
Ulice były prawie puste, gdzieniegdzie tylko widać było kobiety, ubrane w czarne jedwabne żakiety, albo też ustrojone po indyjsku.
Passepartout patrzał z pewną trwogą na Mormonów, na tych ludzi, wierzących w jakiegoś Szmidta i we wzroku jego malowała się widoczna pogarda dla nich, gdyż sekciarze rzucali wokoło wzrok niespokojny i usuwali się na bok. O godzinie niespełna czwartej pasażerowie usadowili się już w wagonach i pociąg zaczął powoli odjeżdżać.
Ale w chwili gdy koła lokomotywy poczęły biedz szybciej, dał się słyszeć krzyk przeraźliwy: Zatrzymać! Zatrzymać! Ale nie zatrzymuje się pociągu, który jest w biegu.
Dżentelmen, wydający te krzyki, był napewno opóźnionym Mormonem.