polegała na staniu przy drzwiach i rozmawianiu z gośćmi mniejszej wagi, krzyknął z całej siły do Minerwy:
„Moja droga! Pan Karol Fitz-Marshall“.
„Nakoniec!“ zawołała pani Hunter. „Z jakąż niecierpliwością wyglądałam go! Panowie! Pozwólcie przejść panu Fitz-Marshall. — Mój kochany! Poproś pana Fitz-Marshall, by zaraz tu przyszedł; muszę go wyłajać za to, że się spóźnił“.
„Jestem, droga pani“, odezwał się czysty głos. „Jak można najprędzej — tłum ogromny — pokoje pełne — trudno przecisnąć się — bardzo trudno“.
Nóż i widelec wypadły z rąk panu Pickwickowi. Spojrzał na pana Tupmana, któremu także wypadł z rąk nóż i widelec i który wyglądał teraz tak, jakby chciał ukryć się pod ziemią.
„Ach!“ odezwał się głos, podczas gdy jego właściciel torował sobie przejście pomiędzy turkami, oficerami, kawalerami z czasów Karola II., tworzącymi ostatnią barykadę pomiędzy nim a tłumem.
„Całe moje ubranie wyprasowane — warto wziąć patent na ten wynalazek — ani jednej fałdy na fraku — znakomity ścisk — ha! ha! — dobra myśl — dziwny to pomysł — prasować ubranie na człowieku — operacja nużąca — bardzo nużąca“.
Wymawiając ostatnie oderwane frazesy, młody człowiek w mundurze oficera marynarki dotarł już do stołu i ukazał zdumionym oczom pickwickistów postawę i autentyczne rysy pana Alfreda Jingle.
Zaledwie miał czas ująć rękę, podaną mu przez panią Hunter, gdy oczy jego spotkały oburzone źrenice pana Pickwicka.
„Ach! Ach!“ zawołał; „zapomniałem — nie dałem rozkazów pocztyljonom — sam pójdę — wrócę za chwilę“.
„Służący, albo i pan Hunter, powie im, co trzeba, panie Fitz-Marshall“, rzekła pani domu.
„Nie! Nie! — Ja sam — to nie potrwa długo — powrót w oka mgnieniu“, odrzekł pan Jingle i znikł w tłumie.
Pan Pickwick wstał, pełen oburzenia.
„Pani“, powiedział, „pozwól pani zapytać, kto jest ten młody człowiek i gdzie mieszka?“
„Jest to bardzo bogaty gentleman, którego pragnę przedstawić panu. Hrabiemu także miło będzie poznać go.“
„Tak, tak, bądź pani pewna“, odrzekł pan Pickwick żywo. „Gdzie on mieszka?“
„W Bury, w hotelu pod „Aniołem“.
„W Bury?“
„Tak, stąd kijka mil... ale mój Boże! Panie Pickwick, pan nas nie opuści? pan nas nie może opuścić!“
Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 01.djvu/190
Ta strona została przepisana.