Wezwany w ten sposób, Trotter przyłożył kufel do ust i wychylił go małemi, ledwo widocznemi łykami aż do dna. Raz tylko, ale tylko raz, zatrzymał się, by odetchnąć, ale ust nie odejmował od kufla, który w parę chwil potem trzymał odwrócony w wyciągniętej ręce. Nic nie spadło na podłogę prócz kilku kropel szumowin, które odrywały się od brzegu i leniwie kapały.
„Dobrze!“ zawołał Sam; „jakże ci teraz?“
„Lepiej! Daleko lepiej!“ odparł Hiob.
„Naturalnie“, rzekł Sam z głębokiem przeświadczeniem, „to tak, jakbyś wpuszczał gaz do balonu. Gołem okiem widzę, ze ci po tej operacji lepiej się zrobiło. Cóż powiesz o drugim kuflu tych ziółek?“
„Bardzo panu dziękuję, ale powiem, że źleby mi zrobił“.
„No, a co powiesz o czemkolwiek pożywniejszem?“
„Dzięki pańskiemu godnemu gubernatorowi, mamy na obiad pieczeń baranią z ziemniakami, tak, że gotowanie zostało nam oszczędzone“.
„Co? Gubernator opiekuje się wami?“ zawołał Sam ze zdumieniem.
„Tak, panie Weller. I więcej jeszcze: gdy mój pan był bardzo chory, gubernator wziął dla nas pokój — przedtem mieszkaliśmy w jakiejś psiej budzie — i opłacił go. Co nocy przychodził odwiedzać mego pana, aby nikt tego nie widział. Panie Weller“, mówił dalej Hiob, tym razem z prawdziwemi łzami w oczach, „takiemu człowiekowi gotówbym służyć, dopókibym nie zdechł u jego nóg“.
„No, no, mój kochany, obejdzie się bez tego!“ krzyknął Sam.
Hiob Trotter spojrzał na niego zdziwiony.
„Powiadam ci, że obejdzie się bez tego, mój chłopcze“, powtórzył Sam bardzo stanowczo. „Nikt mu nie będzie służył prócz mnie; a ponieważ doszliśmy do tego“, ciągnął dalej, płacąc za piwo, „wyjawię ci pewien sekret. Nigdy nie słyszałem, ani w żadnej książce historycznej o tem nie czytałem, ani nie widziałem na żadnym obrazie anioła w kamaszach i z okularami; nie, nawet w teatrze, o ile sobie przypominam, chociaż tam z innych względów możnaby to zrobić; ale pomimo to, Hiobie, powiadam ci, że jest to anioł czystej krwi... i niech mi kto ośmieli się utrzymywać, że widział kogoś lepszego!“
Wygłosiwszy to wyzwanie, które stwierdził licznemi ruchami rąk i głowy, Sam włożył wydane pieniądze do kieszeni i poszedł szukać przedmiotu swego panegiryku.
Pan Pickwick stał wciąż jeszcze z panem Jingle na „placu balowym“ i żywo z nim rozmawiał, nie zwracając uwagi
Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 04.djvu/25
Ta strona została przepisana.