Strona:Karol Gjellerup-Pielgrzym Kamanita.djvu/148

Ta strona została przepisana.
XXV.
PĄK ROZKWITA.

Nagle wydało się Kamanicie, że w głębi wód coś zaszło i zobaczył cień, zbliżający się szybko do powierzchni. Fale zaczęły kotłować i wirować, a za chwilę wynurzył się pąk lotosu o różowym końcu. Wyskoczył ponad powierzchnię, potem zaś jął się kołysać, roztaczając coraz to dalsze kręgi, których błyskotanie, małemi niby płomyczkami światła pokryły sąsiednie kwiaty, oraz postacie na nich siedzące.
Dusza Kamanity zadrżała także i rozjarzyła się gamą ukrytych zazwyczaj barw. Uczuł w sercu radosny jakiś ruch, niby pląs taneczny.
— Cóż to takiego? — spytał spojrzeniem błękitnego sąsiada.
— W tej chwili zapragnęła wcielić się tu, w Sukhavati jedna z dusz ludzkich, żyjąca w bezmiernych oddalach kosmicznych, na ziemskim padole. Zobaczymy, czy pąk się pięknie rozwinie i zakwitnie. Zdarza się często, iż mimo pragnienia zjawienia się w raju, dusza nie ma tyle sił, by żyć jak należy, ale zaplątawszy się w namiętności i rozkosze cielesne, przywrze na zawsze do błota ziemi. Wówczas pączek marnieć zaczyna i ginie wkońcu zupełnie. Pąk, który widzisz,