Strona:Karol May - Kianglu czyli Chińscy rozbójnicy.djvu/21

Ta strona została skorygowana.
—   17   —

zdradziecki urok, a co pod nim kryje, to pan wkrótce zobaczysz.
— Burzę?
— Burzę? Ba, żeby tylko burzę! To tak, jakby pan porównywał niedźwiedzia z myszą? Oba te stworzenia należą, jeśli się nie mylę, do jednego gatunku zwierząt dzikich, ale nie wynika z tego wcale, żeby niedźwiedzia złapać można było w pułapkę na myszy. Coś podobnego dzieje się i tutaj. Burza i to, czego możemy się spodziewać, należą do jednego rodzaju zjawisk powietrznych, ale pomiędzy uczciwą, prawidłową burzą i tajfunem jest taka sama różnica, jak pomiędzy myszą i niedźwiedziem.
— Jakto, spodziewasz się pan tajfunu? — zapytałem nawpół przerażony i nawpół zadowolony, iż uda mi się ujrzeć jedno z najstraszliwszych zjawisk przyrody na kuli ziemskiej.
— A tak, tajfunu. Za dziesięć minut będziemy go tu mieli. Jest to jedenasty, czy dwunasty, który mnie na tych wodach spotyka, znam więc jego zapaszek doskonale. Posyła on zawsze jakieś znaki, które głoszą o jego zbliżaniu się, żaden jednak z tych znaków nie jest tak strasznym, jak ta przeklęta sieć na niebie. Mówię panu, panie Charley, że za pięć minut te piękne nici zasnują cale niebo i zaczną tworzyć czarne, jak otchłań, chmury. Ten zaś jasny otworek zostanie, boć przecie tajfun musi