Strona:Karol May - Kianglu czyli Chińscy rozbójnicy.djvu/225

Ta strona została skorygowana.
—   221   —

— Co, główny naczelnik piratów?
— Tak, we własnej osobie.
— Jaka szkoda, że mnie tam nie było! Byłbym z nim potańcowal.
— Nie, nie uczyniłbyś pan tego! Tutaj, w obcym kraju, otoczeni wrogami i zdrajcami, musimy być bardzo ostrożni, aby te mury nie zwaliły się nam na głowę.
— Wrogami i zdrajcami, powiadasz pan? Czyż mamy z takimi do czynienia?
— Naturalnie.
— Któż taki naprzykład?
— Wszyscy.
— Jakto wszyscy? Wytłomacz się pan!
— Ja mam zaślubić córkę Kiang-lu, inaczej...
— Zaślubić córkę?... Charl... czy pan jesteś przy zdrowych zmysłach?
— Najzupełniej, i powtarzam panu: mam zaślubić córkę Kiang-lu, gdyż inaczej zapakują nas do takiej dziury, gdzie z głodu pomrzemy.
— Nie wiesz pan, jak się ta dziura nazywa?
— Lung-ken-sian, co znaczy „pawilon ludzi smoka”.
— Piękny pawilon! I dlaczego masz ją pan zaślubić?
— Tego nie wiem, ale się dowiem. Dotychczas dowiedziałem się tylko tyle, że zmu-