Strona:Karol May - Kianglu czyli Chińscy rozbójnicy.djvu/31

Ta strona została skorygowana.
—   27   —

której pozbyć się, pomimo dobrych chęci, nie umiał. Oto pięść kapitana spadała zawsze tam, gdzie ją posyłał, kule jednak wcale słuchać go nie chciały i z pewnością, jeżeli mierzył na wschód lub południe, leciały na północ lub zachód. Nic więc dziwnego, że uśmiechało mu się polowanie na pingwiny, gdzie wobec łatwowierności tych stworzeń częściej się ma do czynienia z kijem, niż ze strzelbą, i że szczerze żałował, iż na wyspach Bonin nie ma tych ptaków, które żyją przeważnie w strefach zimnych i lodowatych.
Około wieczora ujrzeliśmy wyspę Peel, najbardziej wysuniętą na południe z całego archipelagu Bonin, na której znajdował się zarazem główny port. W pół godziny potem wpływaliśmy już do przystani. Kapitan miał zupełną racyę, twierdząc, że tajfun działa tylko na niewielkiej przestrzeni, gdyż tutaj morze było zupełnie spokojne i nie przedstawiało najmniejszych śladów jakichś wstrząśnień. Patrzyliśmy na to z zazdrością, porównywując niedawno przeżyte straszne chwile z widokiem rozkosznego spokoju, jaki przedstawiał oczom naszym port Lloyd. Nie bawiąc się w żadne formalności, zarzuciliśmy kotwicę jaknajbliżej brzegu, poczem kapitan kazał wywiesić amerykańską chorągiew i wystrzałem armatnim dać znać o swojem przybyciu. Ponieważ straciliśmy podczas burzy obiedwie szalupy, przeto