Strona:Karol May - Na granicy tureckiej.djvu/37

Ta strona została uwierzytelniona.
—   33   —

Teraz z wiszącego mu u pasa pęka kluczów wybrał jeden z mniejszych, otworzył trzecią szuflady wyjął z niej grubą księgę potężnych rozmiarów, rozłożył ją na sofie; usiadłszy przy niej począł coś długo i mozolnie liczyć. Po długiej chwili zamknął ją znowu, schował z powrotem do szuflady, skrzynię wsunął w otwór, założył blatem i dla lepszego ukrycia szpar po bokach posypał popiołem.
— Wszystkie moje tajemnice są tutaj schowane, — szepnął, — ale nikt ich nie znajdzie, nikt! Oni są za głupi na to! —
Zadowolony widocznie zgasił lampę i wyszedł z pokoju, gdyż sypialnię miał widocznie na drugiej stronie domu.
Teraz i ja podniosłem się od mojego obserwatorjum, osłoniłem otwór gałganami i opowiedziałem Omarowi wszystko, co widziałem i słyszałem.
Chłopak słuchał uważnie, nie przerywając mi ani słowem i dopiero, kiedy usłyszał nadany mu przez effendiego epitet, mruknął gniewnie:
— Poczekaj, pokażę ja ci takie półdjablę, że ze strachu zapomnisz języka w gębie! sidi, — dodał po chwili spokojniej, — czy zauważyłeś, że Abdahan dowiedział się o modlitwie i o warunku persa. Co myślisz o tem? —
— Że od tej chwili nasz ptaszek zacznie się buntować przeciwko tym wymaganiom, to jest będzie tak długo rozmyślać o tem, dopóki prędzej,