Strona:Karol May - Na granicy tureckiej.djvu/42

Ta strona została uwierzytelniona.
—   38   —

wnosiłem dwa dzbany do gabinetu stęsknionego za nimi gospodarza.
Wiedząc zgóry, że nie obejdzie się bez pijatyki, w jednym z dzbanów zrobiłem tylko trochę słabego ponczowego rostworu dla siebie i Omara, tem więcej, iż mogłem przypuszczać, że przed obiadem raz jeszcze taką porcję wypić będziemy musieli.
Pomijam tutaj wszystkie głupstwa, jakie sławetny aga razem ze swoim czauszem pod wpływem alkoholu prawili, zaznaczę tylko, że po godzinie wachmistrz był tak pijany, iż musieliśmy go literalnie zawlec na łóżko, gdzie natychmiast zasnął jak kamień.
Po jego odejściu Achmet stał się wiele więcej szczerym i naopowiadał mi wiele ciekawych rzeczy, których sam nigdybym się nie domyślił. Pomiędzy innymi powiedział mi, że obie duany, perska i turecka, zbudowane są podług jednego planu i że żaden z Selimów nie jest na właściwym stanowisku, lecz perski jest w duanie tureckiej, a turecki — w duanie perskiej.
— Dlaczego? Zapytałem zdumiony tą iście kontredansową zamianą miejsc.
Achmet plątał się dziwnie w odpowiedziach, aż wreszcie zniecierpliwiony, wybełkotał gniewnie:
— Maszallah! A któżby mi dostarczał znaczków perskich? — Nie zrozumiałem nic z tego, nie wypytywałem się jednak, a ośmielony tem i na-