Strona:Karol May - Niewolnice.djvu/129

Ta strona została uwierzytelniona.

Co dalej, to już wiecie. Jestem uszczęśliwiony, że zastałem was tutaj, chociaż niewiele brakowało, aby przy tem spotkaniu krew popłynęła. Na szczęście, prorok uchronił nas od tego.
Byłem bardzo zadowolony z przebiegu tej rozmowy. Wierzono mi widocznie, wiec mogłem się spodziewać, że zamiar mój nie napotka na nieprzezwyciężone trudności. Chciałem mianowicie dojść do celu podstępem, o ile możności, bez krwi rozlewu. Nie wiedziałem jeszcze, jak zabrać się do tego. Przedewszystkiem musiałem teraz przyjąć zaproszenie łowców niewolników, i udać się z nimi razem do ich obozu. Kiedyśmy wielbłądy siodłali, szepnął do mnie Ben Nil:
— Podziwiam cię, effendi! Teraz wierzę, że nie potrzebujesz się obawiać nikogo. Twoja przewrotność dorównywa twojemu męstwu. Jestem pewny, że wszelkie trudności zmożemy.
Prowadząc wielbłądy za uzdy, wyruszyliśmy w głąb wadi. W obozie panowała zupełna ciemność, lecz po naszem przybyciu zapalone pochodnie. Teraz na-

125