Strona:Karol May - Niewolnice II.djvu/113

Ta strona została uwierzytelniona.

do studni, a tam najlepsza sposobność, by napaść na nas. Gdyby nas zaatakowali po drodze kiedy siedzielibyśmy w siodłach i jechali szeregiem, to niełatwo osiągnęliby swój cel. Zaczekają więc, aż rozłożymy się obozem, i dlatego można przypuścić na pewno, że nie znajdują się nad wodą, lecz w jej pobliżu Którędy wiedzie droga stąd do źródła? Czy ma dużo zakrętów?
— Nie, tworzy prawie prostą linię.
= To mi na rękę. Teraz idę, a wy nie macie nic do czynienia; zachowujcie się tylko jak możecie najciszej.
— A co zrobimy, jeśli nie wrócisz?
— Ja wrócę.
— Mówisz z wielką ufnością, effendi! Niech cię Allah prowadzi!
Zostawiłem jasny haik, a szare ubranie nie odbijało od bujnej roślinności. Nie poszedłem, oczywiście, szerokim tropem, bo tam drzewa stały daleko od siebie; dążyłem wciąż zaroślami równolegle z tropem.
Po kwadransie może drogi wydało mi się, że przede mną ktoś mówi; studnia zapewne znajdowała się na prawo. Zatrzymałam się i jąłem nasłuchiwać. Tak, to były rzeczywiście głosy ludzkie! Nie rozmawiali zbyt głośno, więc musieli znajdować się niedaleko ode mnie. Położyłem się na ziemi i poczołgałem się na rękach i na kolanach. Im dalej się posuwałem,

111