Strona:Karol May - Oko za oko.djvu/74

Ta strona została uwierzytelniona.

towania jeńców systemem łańcuchowym, gdyż tylko ten sposób był możliwy na tej wąskiej i niebezpiecznej drodze. Niebawem uformował się pochód. Na czele postępowali moi asakerzy z gotową do strzału bronią, za nimi jeńcy, a emir ze swoimi ludźmi na końcu. Potem, gdy droga się rozszerzała, ścieśniliśmy się tak, że jeńcy maszerowali dwójkami, a obok nich żołnierze, bacząc pilnie, żeby który nie uciekł. Emir mógł wreszcie na wygodnej już drodze iść ze mną razem. Był bardzo zadowolony ze zwycięstwa, ale trapiło go to, zarówno jak i mnie, że nie udało nam się pochwycić Ibn Asla.
— Gdzieby się podział? — pytał emir. — Nie dowiedziałeś się od porucznika?
— Podobno ma być w łożysku wyschniętego potoku, tak bowiem postanowił już w ostatniej chwili. Może go jeszcze schwytamy, jak myślisz?
— Ciężko będzie. Chyba, że już go schwytano.
— Kto? Nasi w kotlince?
— Bynajmniej, lecz ci, co strzegli wielbłądów, bo przecie musiał koło nich przechodzić, jeżeli zmierzał do kotlinki.
— Ilu tam było na straży?
— Z początku trzech, ale potem kazałem dodać jeszcze dwu.
— O, jeżeli tak, to powinni go byli ująć. Pięciu mogło dać radę jednemu.

72