Strona:Karol May - Pod Siutem.djvu/10

Ta strona została uwierzytelniona.

— Tylko nie z upiorami — przerwałem.
— Nie żartuj, effendi! Przeciw duchom nie można walczyć strzelbą, ani nożem; tam pomagają tylko modlitwy.
— Ależ to nie były duchy!
— Przypadkowo! Przecież mogły to być rzeczywiście dusze zmarłych, których nie można zastrzelić, bo już nie żyją. Spełniałem swój obowiązek, leżąc pod bramą na czatach. Przyślij mi żywych nieprzyjaciół, choćby pięćdziesięciu, stu, nawet tysiąc! Zobaczysz, jak po bohatersku stawię im czoło! Moja odwaga podobna jest do wichru pustynnego, który wszystko obala, a przed męstwem mojem drżą nawet skały. Kiedy w walce podniosę głos swój i rękę, uciekają nawet najdzielniejsi, a moim celnym strzałom nie oprze się największy śmiałek. Dlatego to przysyła mnie Murad Nassyr do ciebie, ażebyś żył bezpiecznie pod tarczą mojej opieki.
— Sądzę jednak, że musi być jeszcze inny powód.

8