Strona:Karol May - Pod Siutem.djvu/112

Ta strona została skorygowana.

— Nie, effendi. On wogóle nic o tobie nie wiedział.
— Na pokładzie tej dahabijeh, którą płynąłem, słyszał, że mam zamiar wylądować w Siut. Tylko dlatego ci nie powiedział, iż mnie zna, że miałeś być tem okiem, przy pomocy którego chciał mnie obserwować.
— Mylisz się! Gdyby tak było, niewątpliwieby mnie o tem powiadomił, bo to człowiek bardzo szczery i miły. Jestem największym znawcą duszy, jakiego szczep mój wydał, i w sądzie o ludziach nigdy się nie mylę.
— W tym jednak wypadku nietylko się zawiodłeś, ale poprostu sromotnie cię oszukano. Opowiedziałem ci, w jaki sposób na dahabijeh godzono na moje życie; otóż ten szczery i miły przyjaciel jest właśnie owym kuglarzem, który zabrał mi portfel.
Allah ’l Allah! — zawołał przerażony. — To nie może być!
— A jednak jest to szczera prawda. Przyjechał do Siut, aby czekać tutaj na mnie. Przypadek was zetknął, on zaś

110