Strona:Karol May - Pod Siutem.djvu/52

Ta strona została skorygowana.

Potrzebowałem pomocy i musiałem ich za wszelką cenę do współdziałania nakłonić.
— Zdejmijcie z koni cugle i wszystkie rzemienie — zawołałem. — Gdy je razem pospinamy i powiążemy, będziemy mieli to, czego mi potrzeba.
Zabrali się natychmiast do pracy, nie przedstawiającej żadnego niebezpieczeństwa, i niebawem powstał z rzemieni dostatecznie długi pas, którego jednym końcem przewiązałem siebie, a drugi mieli oni trzymać, zabezpieczając mnie na wypadek, gdyby się ziemia pode mną zapadła. Zbliżyliśmy się znowu do otworu. Pomocnicy moi stanęli we wskazanem oddaleniu, ja zaś położyłem się na ziemi i poczołgałem w podobny sposób, jak się to czyni przy ratowaniu kogoś, kto się załamał na lodzie. Im bardziej zbliżałem się do otworu, tem ostrożniej posuwałem się naprzód, a towarzysze puszczali rzemień przez ręce w ten sposób, że był wciąż naprężony, Głowa moja była jeszcze na stopę oddalona od brzegu, kiedy przeciwległa krawędź obsunęła

50