Strona:Karol May - Pod Siutem.djvu/7

Ta strona została uwierzytelniona.
POD SIUTEM

Pierwsza połowa popołudnia minęła, a drugą zamierzałem spędzić samotnie na przechadzce po mieście. To też nie zaprosiłem koniuszego, który byłby mi pewnie chętnie towarzyszył. Przeznaczone mi jednak było spotkanie, o którem nawet nie śniłem.
Wyszedłszy z dziedzińca, zwróciłem się nie ku portowi, lecz ku miastu, i doszedłem do bielonego grobowca jakiegoś szeika. Obok grobowca był most, wiodący przez kanał. Właśnie miałem nań wstąpić, kiedy stanąłem zaskoczony niespodziewanym widokiem. Oto ujrzałem bardzo długą i bardzo cienką, biało odzianą postać, z olbrzymim turbanem

5