Strona:Karol May - Pod Siutem.djvu/83

Ta strona została skorygowana.

i rozpadliny, opadające pionowo w głąb, Jeden krok fałszywy, a możnaby tutaj przepaść bez ratunku. Na powale i ścianach wisiały nietoperze, jeden tuż obok drugiego. Przestraszone światłem pochodni zaczęły latać po całej grocie i koło naszych głów, nie dotykając nas jednak wcale. Było ich takie mnóstwo, że lot ich ogłuszał nas formalnie, jak szum wezbranej rzeki.
Przeszedłszy ponad niebezpiecznemi szczelinami, dostaliśmy się znowu w wąski kurytarz, obwieszony również nietoperzami. Wydzieliny ich pokrywały obficie podłogę, po której leźliśmy na raczkach, a cuchnący zaduch był tutaj tak przenikliwy, że już niewiele brakowało, bym przewodnika wezwał do powrotu. Ilość nietoperzy zwiększała się coraz bardziej, a kurytarz stale się zwężał. Nie mogąc nas ominąć, uderzały o nasze głowy i twarze, i wpadały w płomienie pochodni, gasząc je co chwila. Trzeba więc było zapalać je na nowo; zaledwie jednak błysnął płomień zapałki, gasił go przelatujący nietoperz. Mimo to dążyliśmy

81