Strona:Karol May - Przez dziki Kurdystan Cz.1.djvu/46

Ta strona została skorygowana.

— A kto to ten cywilny u jego boku? — zapytałem.
U boku pułkownika jechał człowiek o rysach uderzających w najwyższym stopniu. Wiem o tem, że nie należy człowieka porównywać z istotą zwierzęcą, są jednak zaprawdę fizjognomje, przypominające mimowolnie pewne zwierzęta. Widziałem twarze, mające w sobie coś z małpy, buldoga i kota, a na widok niektórych przychodziły mi stale na myśl wół, osioł, sowa, łasica, ryjowiec, lis, albo niedźwiedź. Czy się jest frenologiem i fizjognomikiem, czy nie jest, zawsze zauważy się, że postawa, chód, wyraz i całe zachowanie się takiego człowieka, ma pewne podobieństwo do zachowania się zwierzęcia, które przypomina się dzięki tej fizjognomji. Oblicze człowieka, którego ujrzałem teraz, miało w sobie coś z drapieżnego ptaka.
— To makredż[1] z Mossul, zaufany mutessaryfa — zauważył Ifra.
Czego chciał tu ten makredż razem z wojskami? Nie mogłem się wdawać głębiej w moje przypuszczenia na tym punkcie, gdyż znowu zagrzmiał wystrzał armatni, a zaraz po nim jeszcze jeden. Zabrzmiały zmieszane okrzyki wycia i wołania, a następnie słyszeć się dał tętent, jak gdyby wielu ludzi, zbliżających się cwałem. Kawalkada stanęła tuż pod moim posterunkiem obserwacyjnym.
— Co to było? — zawołał miralaj.
— Dwa wystrzały armatnie — odpowiedział makredż.
— Bardzo słusznie — zauważył drwiąco pułkownik — oficer z trudem wpadłby na tę odpowiedź. Lecz, Allah, co to?
Arnauci, którzy przed chwilą byli przeszli, wrócili teraz z krzykiem i w największym nieporządku. Czterech z nich broczyło krwią, a wszyscy byli przerażeni w najwyższym stopniu.
— Stać! — krzyknął pułkownik. — Co się stało?
— Strzelano do nas kartaczami. Alaj emini i jeden z kapitanów zabici; drugi leży tam ranny.

— Allah onlari boza-uz — Allah, wygub ich. Strzelać do własnych ludzi! Każę ich wszystkich na śmierć zaćwiczyć. Nazir agassi, jedź naprzód i objaśnij tym psom.

  1. Naczelnik sądu.
34