Strona:Karol May - Przez dziki Kurdystan Cz.2.djvu/158

Ta strona została skorygowana.

— Jeździ z miejsca na miejsce i zachęca ludzi do boju.
— A zatem pomóc może nam tylko Ruh ’i kulyan, aż do tej chwili zaś muszę czynić przygotowania.
— Zrób to, panie, a wszyscy ludzie spokojni błogosławić będą twej pamięci, chociaż nie będzież już dawno między nami!
Skończywszy wieczerzę, zapytałem Halefa: Czy znajdziesz drogę do Lican, ale tak. żeby nikt cię nie dostrzegł?
Skinął głową, a ja ciągnąłem dalej:
— Pójdziesz do meleka i beja z Gumri i powiesz im, gdzie i jak mnie znalazłeś.
— Czy powiedzieć, kto napadł na ciebie?
— Tak. Nedżir-Bej wziął mnie do niewoli, abym nie mógł pośredniczyć w zawarciu pokoju. Żąda wzamian za moją wolność mego konia, mojego mienia i wszystkiego, co mają ze sobą moi towarzysze.
— Szejtan niech mu to wyda!
— Widzisz, że zabrano mi wszystko. Zostaw mi twe pistolety i twój nóż, a psa także zatrzymam.
— Weź także flintę, zihdi! Dojdę do Lican i bez broni.
— Flinta zawadzałaby mi. Powiedz melekowi, że rais z Szordu wysłał gońców do wszystkich miejscowości i na dół od Lican, aby mieszkańców podniecić do boju. Mają się nocą zebrać w jakiemś nieznanym mi miejscu i chcą potem uderzyć na Berwarich. Sam rais objeżdża także miejscowości; powiedz więc melekowi, żeby go kazał pojmać, skoro go tylko dopadnie.
— Zihdi, chciałbym teraz po drodze spotkać tego człowieka; zapamiętałem go sobie dobrze i uczyniłbym go nieszkodliwym.
— Ty sam jeden? Zostaw to! Nie dasz mu rady; jest za silny dla ciebie.
Mały człeczek podniósł się z miną obrażonego, wyprostował swe elastyczne członki i zawołał:
— Za silny dla mnie? Jak sądzisz, zihdi, gdzie się naraz podział twoj mądry wzrok! Czyż nie zwyciężyłem Abu-Zeifa? Czyż nie dokonałem innych wielkich czynów? Czem jest ten Nedżir-Bej wobec sławnego Hadżego Halefa Omara? Ślepą żabą, kulawą ropuchą,

152