Strona:Karol May - W pustyni nubijskiej.djvu/106

Ta strona została uwierzytelniona.

— W takim razie ja nie spełnię twojego.
— Chcesz nas tu może zatrzymać?
— To byłoby zbyteczne. Ciebie już przecież zatrzymałem.
— Ale bez skutku. Odejdę, kiedy mi się spodoba.
— W każdym razie daleko nie zajdziesz.
— Szaleńcze! Ty jesteś sam, nas jest czterech, a tak mówisz, jakbyś miał stu przeciwko nam.
— Bo też w istocie znaczę wobec was tyle, co stu wobec czterech.
— Jesteś warjat! — huknął na mnie.— Gdybyś wiedział, kto jesteśmy, czołgałbyś się w prochu przed nami!
— Nazwałeś się podróżnym, a ja także nim jestem. Bądź jednak, czem ci się tylko podoba, ale teraz, jako podróżni, jesteśmy sobie równi. Czy jestem warjat, czy mam zdrowe zmysły, o tem przekonasz się wkrótce.
— Zbytnio swej broni ufasz. Jest to wprawdzie strzelba europejska, ale w twoim ręku nie ma ona wartości.

102