Strona:Karol May - W pustyni nubijskiej.djvu/108

Ta strona została uwierzytelniona.

— Spróbuj! Po pierwszem słowie, dosłyszalnem stąd o dwadzieścia kroków, dostaniesz kulą w serce.
— To zdrada, haniebna zdrada! — rzekł wściekły, lecz ostrożnie przytłumionym głosem.
— Jakto?
— Przyszedłem do ciebie, ponieważ dałeś mi znak; usiadłem, gdyż musiałem pójść za twoim przykładem. Taki jest zwyczaj pustyni. Według niego jesteśmy obydwaj wolni i możemy się rozejść, i żadnemu z nas nie wolno drugiego zatrzymywać. Czy chcesz znieważyć świętość tego zwyczaju?
— Tak zdrożnych zamiarów nie miałem. Chciałem z tobą pomówić uprzejmie i wszelka myśl o podstępie była ode mnie daleko; kiedy jednak zacząłeś mnie lżyć i chciałeś swoich ludzi przywołać, sam złamałeś obyczaj pustyni i dałeś mi tem samem zupełną swobodę postępowania.
— Więc puść mnie!
— Pierwej z tobą pomówię.
— Nie chcę nic słyszeć!
— No, to idź!

104