Strona:Karol May - W pustyni nubijskiej.djvu/115

Ta strona została uwierzytelniona.

Zwróciłem wylot lufy ku niemu. Zaczął się krztusić, przełykać ślinę, słowo przeproszenia nie chciało wyjść mu z gardła, wreszcie jednak przemógł się i przeprosił: z jego twarzy wyczytałem, że go to niezmiernie wiele kosztowało.
— No, jesteśmy gotowi, ale posłuchajcie jeszcze nakoniec mej rady i nigdy nie lekceważcie na przyszłość Europejczyka, a zwłaszcza chrześcijanina, bo w każdym razie ma nad wami przewagę. Jeśli kiedy wpadniecie w jakie z nim spory, liczcie zawsze bardziej na jego dobroć, aniżeli na swoją siłę i dzielność. Chciałem się z wami uprzejmie porozumieć, wy jednak odpowiedzieliście mi szyderstwem, i teraz zbieracie plon swojego zuchwalstwa. Nie chcę badać dokładnie, czem wy jesteście, ale w każdym razie radzę wam, abyście mnie unikali i nie występowali względem mnie nieprzyjaźnie, bo w razie ponownego spotkania całobyście z moich rąk już nie wyszli. Teraz możecie iść, gdzie wam się podoba, byle prędzej.
Odwrócili się w milczeniu i pośpie-

111