Strona:Karol May - W pustyni nubijskiej.djvu/118

Ta strona została uwierzytelniona.

łem jednemu i drugiemu broń w rękę i razem wróciliśmy na „plac boju“.
Nie ujechaliśmy jeszcze połowy drogi, kiedy ujrzeliśmy daleko przed sobą cztery szybko poruszające się punkty. Byli to łowcy niewolników, którzy, jak się spodziewałem, chcieli powrócić. Gdy nas zauważyli, zawrócili i popędzili czem prędzej w kierunku północno-wschodnim; wywnioskowałem z tego, że dążyli do Bir Murat.
Przybywszy do powalonych z mojej strzelby wielbłądów, zauważyłem, że jeden z nich żył jeszcze, więc położyłem kres jego męce wystrzałem rewolwerowym w oko. Przeszukaliśmy teraz torby przy siodłach. Było tam wiele rzeczy, które wprawdzie dla mnie wartości nie przedstawiały żadnej, naszym żołnierzom mogły się jednak przydać. Bardzo cenną zdobycz znalazłem natomiast przy wielbłądzie dowódcy. Były to mianowicie mapy Sudanu, na których położenie setek miejscowości, drogi karawanowe i tajemne szlaki handlarzy niewolników narysowane były z niezwykłą starannością.

114