Był to istotnie Selim, ucieszony, że nas doścignął i że udało mi się uwolnić jeńców. Ruszyliśmy w drogę.
Przeciwnicy nasi obrali kierunek północno-wschodni i popędzili wprost do Bir Murat. Ponieważ zależało nam na tem, aby nie wiedzieli, że i my śpieszymy do tego samego celu, trzymaliśmy się bardziej kierunku wschodniego i dopiero, kiedyśmy nabrali pewności, żeśmy ich już znacznie wyprzedzili, ruszyliśmy wprost ku Dżebel Mundar.
Była to właśnie pora modlitwy popołudniowej, kiedyśmy do stóp wzgórza przybyli. Bez trudu odszukaliśmy onbasziego, pomimo że starannie ukrył swoich żołnierzy.
Odpoczęliśmy trochę, poczem rozdzieliliśmy łupy. Ja zatrzymałem mapy; poza tem do podziału się nie mieszałem, wyraziwszy tylko to jedno życzenie, aby Selim nic nie dostał. Była to kara za brak czujności i tchórzliwość, którą okazał. Żal mi trochę było tego starego gałgana, ale nauczka podobna mogla mu się przydać. W godzinę po modlitwie wsiedliśmy
Strona:Karol May - W pustyni nubijskiej.djvu/128
Ta strona została uwierzytelniona.
124