— Więc jesteś poprostu gałganem.
— Słusznie, bardzo słusznie, ale życie moje jest mi milsze, niż życie stu innych ludzi. Jestem bohaterem, walecznym i odważnym wojownikiem, nie boję się nawet djabła i strachów, jak ci to wspaniale dowiodłem, ale piec się na słońcu, tego już za wiele, tegoby nie wytrzymał żaden bohater świata. Zatrzymuję się i zsiadam!
— Zsiadaj, nie mam nic przeciwko temu, — odpowiedziałem rozgniewany.
— Dziękuję ci, effendi! Wiedziałem, że postąpisz rozsądnie. Odpoczniemy zatem tutaj!
— Odpoczniemy? Chyba ty sam. My jedziemy dalej.
— Jeszcze dalej? — spytał z obawą. — Więc mam sam tutaj pozostać?
— Oczywiście, bo przecież czasu nie mamy wiele i ja nie zsiądę, dopóki do dzisiejszego celu podróży nie dotrę. Kto z was nie chce jechać, niech tu zostanie i niech go sępy pożrą. Jeśli kobiety Fessarów, twoje krewne, nic cię
Strona:Karol May - W pustyni nubijskiej.djvu/68
Ta strona została uwierzytelniona.
64