chmurami po jednej i drugiej stronie Wjechaliśmy pomiędzy dwa pagórki, połączone wdali trzecim tak, że tworzyły z trzech stron zamkniętą kotlinę. Po kilkudziesięciu krokach mój wielbłąd zatrzymał się i począł kopać przedniemi nogami. Zeskoczyłem z siodła, nie kazawszy mu przedtem uklęknąć, pochwyciłem go za głowę i wstecz szarpnąłem. Bronił się, wierzgał, ryczał, kopał i kąsał, ale napróżno; musiał się cofnąć, poczem nałożyłem mu pęta tak ciasno, że nie mógł się ruszyć z miejsca. Wściekły z powodu mojego oporu, rzucił się na ziemię i legł na niej bez ruchu, jak nieżywy. Tę samą biedę miałem z trzema innemi zwierzętami, chociaż wczoraj napiły się dosyta.
Towarzysze moi ożywili się naraz. Widzieli, że jazda na dziś skończona, a to wróciło im siły i ochotę do życia.
— Effendi, miałeś rzeczywiście słuszność — rzekł porucznik pełen radości. — Sądząc po zachowaniu się wielbłądów, musi tu być woda.
— Jest — mógłbym na to przysiąc.
Strona:Karol May - W pustyni nubijskiej.djvu/71
Ta strona została uwierzytelniona.
67