— Waculek! zawołała Józia, spostrzegłszy brata, który szedł z ogrodnikiem.
— Proszę tu do nas, Waciu.
Chłopak przybiegł skwapliwie, a gdy panienki usiadły, muskularnem ramieniem łódkę odepchnął i sam wskoczył do niej.
— Ale — tłomaczył się zakłopotany — ja nie na dużo się przydam, bo wiosłować nie potrafię.
— Nauczysz się — rzekła Nacia — tymczasem będziesz sterował.
Wtajemniczony w manipulacyę steru, Brzozowiecki pełnił sumiennie, co do niego należało. Gdy przypłynęli do mostu, Józia ze strachem spojrzała w górę.
— A jak to na nas zleci?
— Zabije — odparła Natalka, bawiąc się jej trwogą.
— Oh!
Wacio do siostry rękę wyciągnął.
— Boisz się, Józiu, czego? Pod moją opieką możesz być spokojna.
— Dziewczynka, blizka płaczu, rozpromieniła twarz uśmiechem; za chwilę mieli już nad sobą czysty lazur niebios.
Gdy po przejażdżce wrócili do domu, upojona tyloma wrażeniami Józia zasnęła, nie doczekawszy herbaty. Pierwszy dzień w Zaborach przyniósł jej mnóstwo niespodzianek.