Strona:Karolina Szaniawska - Nacia.djvu/91

Ta strona została skorygowana.

wieku odczuwa wysoką jej dostojność. Pomyśl, proszę, co zrobiłabyś, będąc na miejscu kuzynki?
Nacia milczała.
— Powiedz — radabym usłyszeć.
— Ja — mamo?
— Nie wiesz? A więc ci ja powiem! Musiałabyś opuścić dom, w którym pożałowano ci kąta i to zaraz, chociażby nie było się gdzie podziać. Czy pojmujesz trudność takiej chwili?
Dziewczyna się rozpłakała.
— O ile wyższem jest od ciebie to wątłe dziecię! Nie miało potrzeby obrażać się, ani uciekać od nas — poszukało zatrudnienia, a później z całą godnością przyznało się wobec wszystkich, że pracuje, by zarobić na chleb. O, gdybyś rozumiała, co ja wtedy czułam, moje pognębienie otworzyłoby ci oczy!...
Natalka ucałowała ręce matki i przyrzekła Józię przeprosić. Dzień wczorajszy kosztował ją dużo łez i wstydu — nie wie teraz, jak się wytłomaczy, zwłaszcza przed księdzem proboszczem.
— A może też przyjdzie do zastanowienia i poprawi się nareszcie z fatalnej pychy — rozmyślała biedna matka.
Przez cały następny tydzień wszystko szło jak najlepiej i córka pana Marcina nie nazywała się się „nudnym bębnem,“ lecz Józią, czasem Józieczką, panna Julia nie miała naj-