— A gdyby zabrał, pochwyciła chora, usłyszawszy narzekanie sługi, modliłabym się za was wszystkich z tamtego świata.
— Panieneczko, nie można tak mówić!
— Ja też nie mówiłam dotąd, szepnęła Kocia i dwie łzy potoczyły się po bladej twarzy — myślałam jednak nieraz.
Józefowa łkała głośno, chora patrząc na nią rozpłakała się także; — podleciałem do stolika, będącego przy łóżku i, usiadłszy na nim, zacząłem śpiewać.
Śmiech mi zawtórował.
— A figlarzu! wołała Kocia — co robisz? pękniesz chyba kiedy! Takie maleństwo, a co to za głos.
— Pocieszyłeś biedaczkę, rzekła Lilli, ćwierkając wesoło, odpędziłeś precz smutne myśli. Gdybym ja umiała...
— Probuj.
Zaczęło się skakanie po kołdrze, poduszkach i stoliku, dziobanie cieniutkich koronek u rękawa Koci, wreszcie dziewczynka wybuchnęła znowu śmiechem.
— A co Lilli? nie powiedziałem! i ty się przydasz temu biedactwu.
Lilli była uszczęśliwiona.
Strona:Karolina Szaniawska - Przygody czyżyków.djvu/136
Ta strona została skorygowana.