— Bynajmniej, daję ci słowo. Zbierze się bezwątpienia parę mil drogi dziennie, a ponieważ latem śpią bardzo mało, można podziwiać ich wytrwałość.
Józio przyglądał się z zajęciem żwawym ruchom Jednonóżki; — pomimo kalectwa, była ona zgrabna. Ja też skakałem, gdyż nabiegać się lubię; on patrzył i patrzył, jak gdyby zobaczył coś nowego.
Podano samowar, wszyscy siedli do herbaty. Rodzice Józia i Antosia mówili dużo o swojej wiosce, przyjemnościach lata i rozrywkach, jakie dla kochanych krewnych obmyślili.
— Józio powiada, że w tym roku jest moc poziomek, zaczęła Kocia, gdy Antoś, któremu usta się nie zamykały, przerwał na chwilę.
— Tak, potwierdziła mama chłopczyków, ale jeszcze niedojrzałe.
— Ojciec przyrzekł dawać nam konie, ile razy zechcemy wybrać się do lasu.
— Dam, zawsze dam.
— Można przecież i piechotą, dodał Tadzio.
— Ja wolę jechać, odparła Kocia, żebym miała siłę chodzić po lesie.
Strona:Karolina Szaniawska - Przygody czyżyków.djvu/165
Ta strona została skorygowana.