— Gdzie? mów prędko!
— U rzeźniczki na rogu! wołał parskając śmiechem i uciekał spiesznie.
Innego razu śpiewał, szydząc ze zmęczonej i głodnej Nastusi.
Zjadłbym śledzia z główką
I konia z podkówką,
Całą kopę raków
I korzec ziemniaków!
Podobne żarty miały jednak miejsce tylko wówczas, gdy Musiałków nie było w domu. Szewc wychodził za swojemi sprawunkami, szewcowa za swojemi.
Najśmieszniejszy wydał mi się mały Janek, pisklę, które budziło nas po nocach, wrzeszcząc i grymasząc. Matka miała przy nim dużo pracy: nosiła, kołysała, to znów kąpała lub karmiła. Gdy krzyczał, Marcysia bardzo czule odzywała się do niego, Nastka zaś groziła, tupiąc nogą.
— Cicho, bębnie!
Musiałkowa do złości łatwa i ostra dla wszystkich, pokorniała przed niedołęgą — nic a nic tego nie rozumiem.
Skarcony poprawiłby się pewno i uciszył — całowany, pieszczony coraz więcej zuchwalstwa nabierał. Czasem,