na chwilę i bawiła opowiadaniem bajek, które mnie także rozrywały w ciężkim smutku.
Dopóki Kocia i stara niańka były blizko, nie czułem się tak bardzo nieszczęśliwym; gdy odeszły, myślałem, że zginę. Chłopcy przynosili mi owoce — nie brała mnie nawet ochota skosztować; — zięby, wilgi i makolągwy napełniały ogród ślicznym swoim śpiewem — nie odpowiadałem im wcale. Na pliszkę, która przyleciała mnie odwiedzić, fuknąłem szorstko:
— Czego chcesz tutaj?
Uciekła, rzuciwszy dokoła wzrokiem przestraszonym.
Nie wiem, ile czasu upłynęło, gdy raz w południe przyszedł Antoś i rzekł do Koci, bawiącej się ze mną:
— Jeżeli chcesz, dziś jeszcze mogę ci dać towarzyszkę dla twego czyżyka.
— Ach, Antosiu, żadna czyżyczka nie zastąpi mi tamtej! odparła Kocia płacząc.
— Wiem, ale biedny ptak się nudzi, niema z kim poświergotać, nawet jeść nie chce — patrz, jak wygląda... Zmarnieje, potem sobie wyrzucać będziesz, że mnie nie usłuchałaś.
Strona:Karolina Szaniawska - Przygody czyżyków.djvu/223
Ta strona została skorygowana.