Strona:Karolina Szaniawska - Przygody czyżyków.djvu/224

Ta strona została skorygowana.

Kocia zaczęła prędko mrugać oczkami, usta jej drgały — wreszcie zawołała:
— Cóż ja poradzę? co poradzę, drogi Antosiu?
— Nic łatwiejszego. Kazałem złapać młodą czyżyczkę, wpuścimy ją do klatki; — jeśli się zgadzać będą, twój biedak zaśpiewa niedługo jeszcze piękniej niż dotychczas. Byłabyś także smutna, gdyby Tadzio i Romek odjechali, choć masz ojca i mamę, jesteś przy nich. Nie namyślaj się, Kociu, odpowiadaj żywo — ptaszka przyniosę.

Po licach Koci łzy płynęły gradem.
— Niech już będzie, odparła — niech już będzie, kiedy tak mówisz, — i wybiegła, chwytając się za głowę.


∗                    ∗

To dzikie stworzenie miałoby mi zastąpić Jednonóżkę?..
Nigdy! nigdy!
Wszedłszy do klatki, nastroszyła się zaraz i przypadła prosto do mojej czupryny.
— Co to jest? zawołałem.
— Masz! masz! piszczała — przez ciebie tu mi siedzieć każą, dla ciebie