Strona:Karolina Szaniawska - Przygody czyżyków.djvu/228

Ta strona została uwierzytelniona.

— A czyżuś?
Dziewczynka spojrzała na mnie wzrokiem błyszczącym łzami.
— Czyżuś?.. będzie mu smutno, bardzo smutno...
Oczy dziewczynki zajaśniały nagle — wesoły promyk z nich strzelił.
— Już wiem, rzekła rozpogodzona, tak będzie najlepiej... Wypuścimy i czyżyka.
Leciutko dotknęła ustami moich skrzydeł — dotknęła jeszcze raz...
Byłem wolny!..
Czyżyca wołała na mnie z pobliskiego drzewa:
— Chodź, chodź! lećmy razem!.. Świat jest piękny, życie płynie ptakom w pieśniach, wesołe, swobodne. Chodź, chodź!.. uwijemy gniazdo! Pełen nieufności, chciałem uciekać w inną stronę, lecz gdy spojrzałem na czyżycę, myśl o ucieczce mnie odbiegła. Była taka odmieniona, jak nie ta sama... i miła — i łagodna...
— Uwijemy! ćwierknąłem radośnie. Żegnam was, dobre dzieci, śpieszę do nowego życia, które wam kiedyś, w przyszłości, opowiem!..

KONIEC