Strona:Karolina Szaniawska - Przygody czyżyków.djvu/44

Ta strona została skorygowana.

nie lubi, gdy mu zaprzeczają — szepnęła mi tylko później, bym od czasu do czasu przypomniał sobie jej radę. Ledwie dzień minął, wyszła mi ona z pamięci, zapomniałem o strachach, latałem, śpiewałem, jak kazał tatuś.
Bawiliśmy się na piecu bardzo wesoło: jedni śpiewali chórem, drudzy skakali, gonili się, fruwali — czasem łapaliśmy muchy, co jest bardzo trudne.
Makolągwa siedziała znowu na czterech pstrych jajeczkach; — obejrzeliśmy je z ciekawością takie malutkie!... Jak uwierzyć, by tam wewnątrz siedział ptaszek... to chyba kłamstwo! Na samą główkę ileż miejsca trzeba!.. gdzie dopiero schować szyjkę, piersi, brzuszek, skrzydełka i nóżki?... Makolągwa zaczęła z nas żartować.
— Ziuziu, rzekła do starszej córki, nie zmieściłabyś się pewno teraz.
Ziuzia, prześliczna makolągwa z nastroszonym czubkiem skrzywiła się na to pytanie.
— Ej, moja mamo, rzekła, przecież wszyscy wiedzą, że dawno minęły czasy, kiedy byłam takim drobiazgiem.
— Ale byłaś.
— Co prawda, nie pamiętam.