Strona:Karolina Szaniawska - Przygody czyżyków.djvu/54

Ta strona została skorygowana.

Szewc opowiedział o żądaniu stróża — Marcysia wybuchnęła płaczem.
— Tatku, prosiła, zanosząc się od łkań — ja go bardzo kocham! jeszcze maleńki był, ze wszystkich najwięcej go kochałam, zrób to dla mnie, tatku, nie oddawaj czyżunia Michałowi.
Szewc przyrzekł córeczce, że spełni jej prośbę; pogłaskał ją po głowie i ucałował. Dziewczynka podskoczyła aż z ukontentowania.
— Wielkie szczęście, że się schował, zuch z niego, zuch! powtarzały ptaki, a Marcysia mówiła oburzona.
— Patrzcie, czego się zachciało panu stróżowi! pewno klatkę kupił i myśli naszego śpiewaka w niej zamknąć. Niedoczekanie!
Na piecu zrobiło się gwarno — wszyscy mnie wypytywali i pocieszali. Mateczka trzęsła się ze wzruszenia.
— Uściskaj tę biedotę! zawołał szczygieł — dużo wycierpiała.
Przytuliłem się do mamy.